Hi, my name is Eva, welcome to my travel blog.
I travel since I was a kid but seriously started to discover other continents and more countries in 2006, first in Europe, then in Central America and Africa.
Currently I live in Rio de Janeiro, Brazil.

Subscribe to my YouTube channel and check my Instagram profile for more recent pictures and visual stories of my travels.

Categories

Photo galleries

Metro

20 lutego 2010

-Przepraszam, o której otwierają? Jest szósta rano, sobota, szare niebo zapowiada świt. Kilkanaście osób czeka na schodach stacji Zocalo aż strażnik otworzy wrota do metra. Brzydkie, odrapane i zatłoczone, tylko nad ranem jest szansa posiedzieć. Ale potem i tak nie jest źle, bo tłum podtrzymuje na nogach, co najwyzej położysz się z lekka na sąsiedzie, w moim przypadku to na sąsiadce.

Chociaż wczoraj odetchnęłam z ulgą, kiedy udało mi się nie wylądować twarzą w bardzo obfitym biuście pani obok, jednej z nielicznych mojego wzrostu. Ale poza takimi atrakcjami i tak jest co robić, na przykład przyglądać się skośnookim zmęczonym ciemnym twarzom, staruszce w swetrze w indiańskie wzory albo zastanawiać się nad stanem umysłowym kobiety, ktora przykleja się do rury w nagrzanym powietrzu kolejki rękami odzianymi w rękawiczki i całą masą ciała okutanego w kożuch...

Jedna myśl biegnie do drugiej, nie zdążę nawet poćwiczyć skomplikowanych operacji myślowych, które pasowałyby jako tako do poczynionych obserwacji, bo zaraz przystanek, na którym wsiada chłopak z kieszonkowymi latarkami (jakby przed chwilą zgarniętymi z chińskiego straganu) i wymachując nimi zachwala ich zalety i kusi cena - 5 peso za takie cudo, przydatne w domu, w biurze i w szkole...! Na dodatek jakość gwarantowana i.. nie wiem co dalej, bo wyskakuje na kolejnym peronie. Ale zaraz zastępuje go inny z plecakiem, który zamiast tylnej kieszeni ma głośnik ryczący coś chyba w stylu disco mexicano. Wymachując plikiem płyt informuje wszystkich, że na każdej jest ponad sto takich utworów! Wszystkie w formacie emepetrez, wybul tylko kolejne 5 peso, a zaoszczędzisz na didżeju na prywatce albo urodzinach. Ludzie milkną, ale twarze wokoło nadal jakoś dziwnie odrętwiałe, utkwione we własnych myślach, dobrze że zaraz wskakuje grajek z gitaro-piszczałką i rozwesela trochę atmosferę. Jeszcze tylko dwa przystanki. Wagon dojeżdża do Allende, grajek wyskakuje, zabawa się kończy, czas na coś mniej przyziemnego. Ksiażki, teraz ktoś zachwala książki, ale jakie! Modlitwa na każdy dzień roku, i do Naszej Pani z Guadelupe, do Św. Jana Chrzciciela i do Dzieciątka Jezus, na chorobę, na urodziny, na każde zmartwienie i na każde dziękczynienie. A że sprawy duchowe są ważniejsze niż te doczesne, to i cena nie byle jaka. 10 pesos! Sprzedawca mówi, prawie kazanie głosi, raz po raz przymykając oczy, rozmodlony jak ksiądz recytujący litanię w kościele. Brakuje sakramentalnego Amen... Tylko brylantyna na czarnych włosach, ciemnobordowe paznokcie palców trzymających plik książeczek i mały palec ozdobiony srebrnym kolczykiem rozpraszają myśli próbujące się skupić na pobożnych tematach.

Stacja Hidalgo, szkoda, ciekawa byłam kto teraz wsiądzie. Tłum wylewa się na peron, chcąc nie chcąc poddaję się fali, która wynosi mnie na ruchome schody i dalej w górę, a potem na słońce centralnego placu. Ale tłum się nie kończy, rozrywka też nie, zmienia tylko kierunek, kolory i intensywność.